Świeże zioła w doniczkach pod ręką w kuchni
Miejsce na świeże zioła w kuchni
Niecałe dwa miesiące temu kolejny raz spróbowałam spełnić moje marzenie, czyli wyhodować świeże zioła w doniczkach. Gdyby zależało mi tylko na tym, żeby po prostu mieć świeże zioła, mogłabym hodować je w ogrodzie, na balkonie, czy na parapetach w pokoju, gdzie nawet im się podoba. Ale moje marzenie spełni się dopiero wtedy, kiedy uda mi się hodować świeże zioła w doniczkach, na specjalnie przygotowanej dla nich kratce, na ścianie w kuchni. Niestety jak do tej pory, nie za bardzo mi się to udaje.
Wspominałam o parapetach w pokoju, bo to właśnie tam zawsze stoją doniczki z nowo wysianymi ziołami, nazywam to “pobytem w przedszkolu”. Dopiero kiedy moje wychuchane świeże zioła w doniczkach są na tyle duże, żeby je przenieść, szykuję kratkę na ścianie w kuchni. To znaczy kratka wisi tam cały czas, a na niej puste osłonki, bo przeważnie nie ma w nich doniczek z ziołami. Dlatego wystarczy tylko umyć zakurzone osłonki. Na początku widok pustych osłonek bardzo mnie bolał, nazywałam je “trumienkami”, teraz już się przyzwyczaiłam. Wprawdzie mogłabym zdemontować kratkę i osłonki, ale za dużo z tym zachodu. Cały czas też liczę na to, że wreszcie mi się uda i przez większość czasu będą tam mieszkały moje świeże zioła w doniczkach.
Świeże zioła w doniczkach w kuchni
Ostatnio pisałam, że moje świeże zioła w tym roku rosną wolniej niż w poprzednim. Myślę, że dość zimna wiosna miała na to duży wpływ. Ogólnie wiosna była nie tylko zimna, ale też pochmurna i deszczowa. A jak wiadomo wszystkie rośliny do odpowiedniego wzrostu potrzebują “łaskoczących promieni słońca”. W tamtym roku, już po dwóch miesiącach przeniosłam moje świeże zioła na kratkę do kuchni. Myślałam, że w tym roku będę musiała poczekać dużo dłużej. Ale okazało się, że wystarczyło kilka cieplejszych i słonecznych dni i świeże zioła w doniczkach, zaczęły szybciej rosnąć. Bardzo mnie to ucieszyło.
Wczoraj nadszedł ten wyczekiwany i ulubiony moment, kiedy wreszcie przenoszę do kuchni, moje świeże zioła w doniczkach. Zawsze wtedy jestem bardzo podekscytowana. Lubię ostatni raz ustawić je na stole w kuchni i zobaczyć, jakie ładne zioła udało mi się wyhodować na parapetach w pokoju. Mimo tego, że nie są jakieś bujne i mają wątłe i powyciągane pędy, to i tak jestem z nich dumna. Liczę się jednak z tym, że kiedy “zamieszkają” na kratce, będzie im brakowało naturalnego światła. I chociaż często spotykam się z opiniami, że nawet dalej od okna można wyhodować świeże zioła w doniczkach, przeważnie mi się to nie udaje.
Więc po co je tam przenoszę? Ponieważ chcę mieć je pod ręką w kuchni i nie latać po każdy listek. Nie chcą tego też moi domownicy. Kiedy jeszcze świeże zioła stoją na parapetach w pokoju, bardzo rzadko są podskubywane. Może dlatego, że każdy wie, że wtedy jeszcze zioła są pod ochroną i tylko ja je mogę zrywać. Gdy już są na kratce w kuchni, wszyscy częściej z nich korzystają. Chociaż nie ukrywam, że czasem mnie to martwi.
Piękny wygląd i zapach ziół doniczkowych
Czemu martwi mnie, że świeże zioła w doniczkach mają wzięcie i są podskubywane? Otóż to, że przenoszę je do kuchni, ma też cieszyć moje oczy. Bardzo podobają mi się zielone świeże zioła na tle mojej ściany w kuchni. Może to głupie, ale najchętniej w ogóle bym ich nie skubała, chciałbym żeby były tylko piękną, zieloną ozdobą kuchni. I również dlatego je tam przenoszę. Uwielbiam ich widok i zapach. Czasem specjalnie ruszam delikatnie ich listki, żeby poczuć ten piękny aromat. Potem lubię też wąchać swoje ręce. Moimi ulubionymi ziołami w tej kwestii są tymianek, majeranek, oregano i rozmaryn. Nie dość, że pięknie wyglądają, to jeszcze pięknie pachną. Niestety te najrzadziej podskubuję, bo one mają za zadanie ładnie pachnieć i cieszyć moje oczy. Oczywiście je też wykorzystuję do różnych dań, bo każde oberwanie listków, stymuluje świeże zioła do dalszego wzrostu. Ale, żeby nie było mi szkoda, te zioła sieję w kilku doniczkach.
Nie za bardzo cieszę się kiedy domownicy sami sobie skubią świeże zioła, bo prawie zawsze robią to nieumiejętnie. Wszyscy chętnie obrywają największe listki bazylii, a powinni obrywać czubek z najmniejszymi listkami. Wtedy bazylia ładnie się rozrasta. Dlatego to ja o to dbam i zawsze wykorzystuję te najmniejsze listki z czubka bazylii. Mama np. jak się dorwie do natki pietruszki, to obrywa wszystkie listki i zostawia tylko kilkucentymetrowe łodyżki. Nie potrafię jej wytłumaczyć, że już nie odrosną. Wszyscy też odrywając rukolę, biorą tylko listek, a łodyżkę zostawiają, potem ja obrywam te sterczące badylki. Nie chcę za bardzo ich pouczać, bo wtedy się boją i wolą wcale nie korzystać. A przecież po to hoduję świeże zioła w doniczkach, żeby je jeść. I chociaż czasem czuję kłucie w sercu na widok moich lekko “zmasakrowanych” ziół, to i tak się cieszę, że smakują moim domownikom.
Najczęściej wykorzystywane świeże zioła
Na co dzień największym zainteresowaniem cieszą się bazylia i rukola, które wykorzystywane są do sałatek i kanapek. Bazylia ląduje też w różnych daniach z makaronem, czy pomidorami. Dlatego zarówno bazylię jak i rukolę hoduję w kilku doniczkach. Obie rosną też w doniczkach na balkonie. Dużym zainteresowaniem cieszy się też natka pietruszki, którą osobiście bardzo lubię. Dodaję ją do sałatek, kanapek, ale przemycam też w różnego rodzaju kotletach czy zapiekankach. Zauważyłam, że jeśli chodzi o szczypiorek, bardziej wykorzystywany jest jesienią i zimą. Teraz rzadziej po niego sięgamy, dlatego obecnie nie rośnie w mojej kuchni, tylko w ogrodzie. Za to latem większe wzięcie ma mięta, dodawana do różnych napojów, czy deserów np. sałatek owocowych. Zimą chętnie była podskubywana do herbaty z cytryną i imbirem.
W tym roku pierwszy raz posiałam kolendrę i szałwię w doniczkach. Pewnie specjalnie nie kupiłabym ich nasion, ale tym razem kupiłam nasiona w gotowych zestawach, w których były też kolendra i szałwia. Szczerze mówiąc jakoś nie przekonaliśmy się do tych ziół. Może za mało je jeszcze znamy. W każdym razie świeża kolendra nie do końca nam smakowała i raczej póki co nie wysieję jej w następnym sezonie. Ta, którą hodowałam w tym roku, właśnie padła, nie do końca wiem co było przyczyną, ale to w niej pojawiły się pierwsze ziemiórki. O nich napiszę za chwilę.
Jeśli chodzi o szałwię, to na razie sobie rośnie, a ja się jej uczę, bo jeszcze mało o niej wiem. Bardzo rzadko ją podskubuję. W mojej kolekcji “ziół” jest też sałata, która może nie wygląda imponująco, ale na kanapce świetnie się sprawdza. Należy do tych “ziół”, które chętnie wykorzystuję, ale niechętnie na nie patrzę. Dlatego doniczka z nią nie wisi na “ozdobnej” kratce, tylko stoi na stole w kuchni.
Ziemiórki w doniczkach z ziołami
Jak już nie raz pisałam, jeśli chodzi o świeże zioła w doniczkach, to największym moim wrogiem są ziemiórki. Niby spotykam się często z opinią, że ziemiórki nie są szkodliwe dopóki ziemia w doniczce jest wilgotna, wtedy karmią się jej materią. Dopiero gdy ziemia jest przesuszona, larwy ziemiórek dobierają się do korzonków roślin. Uważam, że to nieprawda, bo moje zioła w doniczkach zawsze chorują, gdy tylko pojawią się ziemiórki. Niestety ziemiórki wlatują oknem z ogrodu i nie mam już siły z nimi walczyć.
Kiedyś, kiedy myślałam, że ziemiórki można przywlec tylko z kupną rośliną lub ziemią, toczyłam z nimi wojnę ekologiczną, stosując różne sposoby na ziemiórki. Myślę, że sposoby te dobrze by się sprawdziły, gdybym mieszkała na wysokim piętrze w bloku. Wtedy byłaby szansa, że ziemiórki z dworu nie dałyby rady dolecieć. A tak pozbywając się jednego pokolenia ziemiórek, czekam na kolejne, wlatujące przez otwarte okna. Wprawdzie myślałam, żeby spróbować jeszcze innych ekologicznych sposobów, których do tej pory nie próbowałam, ale myślę, że to i tak byłaby walka z wiatrakami.
Tym razem też ziemiórki zaatakowały moje świeże zioła w doniczkach, zarówno te rosnące na dworze, jak i te, które rosną w domu. W tej chwili mam je już w każdej doniczce. Pierwsza poddała się kolendra i to tam widziałam najwięcej ziemiórek. Teraz żywe larwy ziemiórek widzę nawet na podstawkach pod doniczkami, zresztą to nie pierwszy raz. Niby nie mam pewności, że kolendra padła z powodu ziemiórek, ale wszystko na to wskazuje. Pierwszy raz hodowałam kolendrę i nie do końca wiem, jak powinna wyglądać. Wiem jednak, że kolendra w sklepach wygląda całkiem inaczej. Dlatego nie przedłużałam żywota jej i larwom ziemiórek, które się tam wylęgły, tylko oberwałam co się dało i wyrzuciłam całą zawartość doniczki.
Nemycel – skuteczny sposób na ziemiórki
W tym tygodniu kupię nemycel, bo uważam, że tylko on sobie poradzi z ziemiórkami. Przypominam, że nemycel to rodzaj nicieni, które są naturalnym wrogiem ziemiórek. Nicienie te żyją w ziemi dopóki są w nich larwy ziemiórek. Kiedy ziemiórki giną, nicienie też zamierają po około kolejnych 2-3 tygodniach. Nicienie nie są szkodliwe ani dla roślin, ani dla ludzi. Często są wykorzystywane w hodowli pieczarek, bo podłoże do pieczarek jest idealnym miejscem dla wylęgu ziemiórek.
Wprawdzie nemycel jest dość drogi, ale za to jest skuteczny. Stosuję go co roku, ale zawsze dość długo czekam z jego zakupem. Decyduję się dopiero wtedy, kiedy moje świeże zioła w doniczkach już nieźle chorują i wiem, że tylko nemycel może mi pomóc. Nie kupuję go wcześniej, bo wiem że i tak przylecą nowe ziemiórki i szkoda mi pieniędzy. W tym roku pomyślałam sobie, że skoro nicienie żyją dopóki larwy ziemiórek są w doniczkach, to jest szansa, że cały czas dopóki będę otwierała okna, przyleci jakaś ziemiórka i złoży jaja, co ucieszy nicienie. Może w ten sposób aż do jesieni, nicienie będą chroniły moje świeże zioła. Potem zrobi się zimno i przestanę otwierać okna. Zawsze gdy uda mi się wytępić ziemiórki przed zimą, nie mam z nimi problemu aż do wiosny.
Muszki z wąsami na ziemi doniczkowej
Martwi mnie jeszcze jedna kwestia, otóż w tym roku przy moich ziołach kręcą się kolejne muszki, których wcześniej nie widziałam. Łażą po ziemi doniczkowej i siedzą blisko doniczek. Nie są zbyt płochliwe, więc udało mi się zrobić zdjęcie. Może wiecie co to jest, bo to już kolejne muszki, których opisu nie potrafię namierzyć. Nie wiem, czy są szkodliwe dla ziół i czy nicienie sobie z nimi poradzą. Dodam tylko, że muszki są mniej więcej wielkości ziemiórek, ale dużo jaśniejsze, w kolorze szaro zielonkawym. Cały czas ruszają tymi najdłuższymi “wąsami”.
Jak na razie jestem zadowolona z tego jak rosną moje świeże zioła w doniczkach. Zachwyca mnie też ich wygląd na ścianie w kuchni i cieszę się nim, dopóki mogę. Obawiam się jednak, że nadejdzie ten moment, kiedy zacznę tracić moje wypielęgnowane świeże zioła. Przeważnie późną jesienią i zimą, moje osłonki na kratce w kuchni wiszą puste. Co bym nie robiła, hodowane przeze mnie zioła zaczynają zamierać i to nawet te wieloletnie. Cierpliwie próbuję je hodować, nabywając doświadczenia. Wierzę, że kiedyś mi się uda spełnić marzenie i mieć świeże zioła w doniczkach cały czas pod ręką w kuchni.
Ana