Niespodziewani goście, czyli mam prawo być nieprzygotowana
Czas na chwilę refleksji w trudny czas
Dwa tygodnie temu w wieku 87 lat zmarła moja Mama. Nie wspominałabym o tym, bo to prywatna sprawa, ale po części ma to związek z dzisiejszym tematem, jakim są niespodziewani goście. W związku ze śmiercią Mamy pominęłam jeden wpis i uznałam, że najlepszy w tej chwili będzie artykuł do przeczytania przy kawie, bo pozwoli na chwilę refleksji. Nawet jeśli temat nie jest związany z przemijaniem.
Wiedziałam, że niespodziewani goście zawsze mnie denerwowali i że będę chciała poruszyć ten temat. Sprawdziłam w notatniku i okazało się, że dzisiejszy tytuł zapisałam dokładnie trzy lata temu (12.05.2021), więc przyszedł czas, by napisać artykuł na ten temat.
Poruszając tą kwestię i przyznając, że niespodziewani goście nie są mile widziani w moim domu i życiu, być może stracę w oczach wielu ludzi. Ale chcę być szczera i nie udawać, że moje drzwi są zawsze szeroko otwarte, a ja nie mam żadnych planów, tylko zawsze przygotowana czekam na gości.
Niespodziewani goście zakłócają mój spokój
Mój dom jest moim azylem, moim miejscem, w którym chcę odpocząć lub zmęczyć się robiąc to co chcę i kiedy chcę. W moim domu mam prawo wyglądać jak chcę, nie muszę mieć pełnego makijażu i ułożonych włosów. Od razu po przyjściu do domu przebieram się w rozciągnięte, ale wygodne dresy i zmywam makijaż, zrzucam buty i władam wygodne kapcie. Tylko wtedy potrafię się zrelaksować i odpocząć po każdym dniu. I jeśli nagle pojawią się niespodziewani goście, mam prawo być nieprzygotowana na ich przybycie.
Nie jestem jedną z Kardashianek, które o każdej porze dnia wpuszczają do domu nie tylko gości, ale także miliony widzów, bo są na to gotowe. Stoi za nimi sztab osób dbających o ich wygląd, o czystość ich posiadłości, a także o poczęstunek dla gości. Ja jestem zwykłą kobietą, która mieszka w domu, a nie w muzeum, więc nie muszę wyglądać ani ja, ani mój dom. Dlatego niespodziewani goście nie są mile widziani w moich progach. Rujnują moje plany i wprowadzają mnie w spore zakłopotanie. Lubię przyjmować gości, ale muszę być na to przygotowana.
Gościnność wobec zapowiedzianych gości
Polska gościnność znana na całym świecie nakazuje nam przyjmować gości najlepiej jak potrafimy. Chcemy, żeby czuli się komfortowo, chcemy by nasz dom pachniał czystością, chcemy poczęstować ich czymś pysznym. Przy tym wszystkim chcemy wyglądać ładnie i świeżo, tak, by nie odczuli że przygotowania do wizyty gości nas zmęczyły. Musimy jeszcze mieć czas i dobry nastrój, by obsługiwać i zabawiać ich podczas wizyty oraz sprzątnąć po niej.
Jesteśmy w stanie zapewnić to wszystko gościom, o wizycie których jesteśmy uprzedzeni. Możemy wtedy poświęcić nawet kilka dni i nocy na porządki i przygotowanie pysznych potraw. Ugoszczenie takich gości daje nam wiele radości, chociaż może powinnam napisać “daje MI wiele radości”. Jestem bardzo otwartą osobą i często pełnię rolę duszy towarzystwa, ale muszę być na to przygotowana i czuć się komfortowo we własnym domu.
Dom otwarty i dom niechętny na wizyty gości
Wiem, że są osoby, które uwielbiają częste wizyty i nie przeszkadzają im nawet niespodziewani goście, bo ich dom i oni sami są zawsze gotowi. Potrzebują tego do życia, potrzebują przebywać z innymi ludźmi i w wielką radością pieką i gotują tylko po to, by goście byli zadowoleni. Sami niewiele jedzą, bo sporo próbowali gotując. Podziwiam takie osoby, bo uważam, że każdy potrzebuje chwili spokoju, a nie ciągłego czekania na dzwonek do drzwi.
Z drugiej strony są też osoby, które nie lubią gości, nawet tych zapowiedzianych. Nie lubią gdy ktoś narusza ich strefę komfortu i wchodzi w ich bezpieczną przestrzeń. Nie lubią tego całego skakania przy gościach i udawania, że cieszy ich ta wizyta. Niechętnie też chodzą z wizytami, gdzie jak przeczytałam na jakimś forum, “ktoś wciska im na nogi śmierdzące kapcie i częstuje czymś niejadalnym”. Wokół skaczą psy i dzieci, którymi w dodatku trzeba się zachwycać. Takie osoby też doskonale rozumiem i wcale nie znaczy, że są niemiłe czy dzikie. Po prostu szanują swoją przestrzeń i komfort osobisty. Często wolą spotkać się z innymi w neutralnym miejscu, gdzie pełnią taką samą rolę. Nie muszą być raz gościem, a raz gospodarzem.
Niespodziewani goście w czasach bez telefonów
Wychowałam się w czasach komuny i pustek w sklepach. W czasach bez telefonów i maili. Wtedy o wizycie się nie uprzedzało, bo nie było jak. Jeśli był na to czas można było napisać list tydzień wcześniej lub telegram w ten sam dzień. Można było też zamówić rozmowę międzymiastową na poczcie. Czekać na nią kilka godzin i rozmawiać kilka minut, bo taki luksus był zbyt drogi.
Niespodziewani goście w tamtych czasach byli czymś normalnym. Pamiętam, że nawet gdy chciałam pożyczyć zeszyt lub chociaż dowiedzieć się co było zadane w szkole, to musiałam iść z niezapowiedzianą wizytą do kogoś z klasy. Bywało, że chodziłam od drzwi do drzwi, bo akurat nikogo nie było. Teraz wystarczyłby telefon i zdjęcie kartki z zeszytu. “Wspomnienia z młodości – pierwszy “Blog” i inne “Twarzo-zeszyty””.
Niespodziewani goście z tamtych lat nawet nie dziwili się, że nie ma niczego dobrego na stole. Chociaż na takie wizyty czekały specjalnie schowane rarytasy, jedzone tylko od święta. Mam tu na myśli np. bombonierki lub szynkę w puszce.
Pokój gościnny w każdym domu
Gdy byłam dzieckiem zawsze dziwiłam się, że w każdym domu, był jeden “święty pokój” do którego bezwzględnie nie wolno było wchodzić. Tak zwany pokój gościnny, zawsze przygotowany na wypadek gdyby pojawili się niespodziewani goście. Takie pokoje najbardziej dziwiły mnie w domach, w których np. trójka lub czwórka dzieci dzieliła jeden pokój, a pokój gościnny prawie cały czas stał pusty. Wtedy tego nie rozumiałam, teraz kiedy sama jestem gospodynią w moim domu, rozumiem że tamte panie domu też chciały być gotowe, kiedy pojawią się niespodziewani goście.
W dzisiejszych czasach taki pokój jest zbędny i raczej nie znajdziemy go w wielu domach. Żyjemy w dobie telefonów komórkowych, które posiadają już chyba wszyscy. Mamy też komputery, pocztę mailową i wszelkie inne komunikatory. Dlaczego więc nadal odwiedzają nas niespodziewani goście? Nie wiem i nie rozumiem takich osób, bo sprawiają że czuję bardzo niekomfortowo. Co wcale nie znaczy, że jestem niegościnna. Chcę po prostu godnie przyjąć moich gości w czekającym na ich wizytę domu. A gdy mnie nie uprzedzają nam prawo być nieprzygotowana.
Telefony pomagają zapowiedzieć wizytę gości
Kiedy zmarła moja Mama niby powinnam być gotowa na wizyty gości, ale miałam też wiele spraw do załatwienia zwłaszcza, że Mama zmarła tuż przed majówką. W związku z tym, że był to dla nas trudny czas, a jednocześnie mogliśmy spodziewać się gości, staraliśmy się być z wszystkimi w kontakcie telefonicznym. To pomogło nam przewidzieć kiedy, kto i skąd przyjedzie. Ponieważ w domu nie mamy możliwości przenocowania gości, wybraliśmy ewentualny hotel. Mogliśmy też przewidzieć mniej więcej ilość osób uczestniczących w stypie, którą organizowaliśmy w lokalu. Dzięki temu organizacja pogrzebu i wszystkiego co się z tym wiąże przebiegła bez problemu.
Jednak, żeby nie było tak dobrze pojawił się jeden zgrzyt, który strasznie wyprowadził mnie z równowagi i skłonił do napisania tego artykułu. Nie wiem czy rodzina, o której tu napiszę to przeczyta, bo nawet nie wiedzą, że prowadzę blog. Jeśli nawet to przynajmniej zrozumieją jak się czułam. Chodzi o bliską rodzinę ze strony mojego Taty, ale rodzina jest z daleka, bo dzieli nas 600 km. W związku z tym nie odwiedzamy się często i oni u nas nie byli, bo nie było okazji. Tym bardziej boli mnie to jak wyglądała ta wizyta. Okazało się, że byli to niespodziewani goście, których się spodziewaliśmy, ale na następny dzień.
Niespodziewani goście, czyli o dzień za wcześnie
Jak wspominałam byliśmy w stałym kontakcie z gośćmi, którzy mieli przyjechać na pogrzeb Mamy, który odbył się 2 maja. Rodzina, o której piszę (4 osoby) zadzwoniła o godzinie 14 w dniu 1 maja i poinformowała nas, że jeszcze nie wyjechali i że będą na drugi dzień rano, czyli w dniu pogrzebu. Wiedzieliśmy, że mamy sporo czasu, zdążymy zająć się sprzątaniem domu i nie tylko. “Zioła, które pomogą sprzątnąć i odświeżyć dom”. Wiedzieliśmy też, że wcześnie rano zdążymy kupić świeże pieczywo i inne produkty potrzebne do przyjęcia gości. W ten dzień nic nie mogliśmy kupić, bo było święto. W domu niewiele było, a już na pewno nie było świeżego pieczywa.
Sprzątanie domu zostawiliśmy na wieczór, bo mamy psa który gubi sierść i brudzi podłogi łapami wracając z dworu. Chcieliśmy, żeby było najczyściej jak się da. I właśnie kiedy skończyłam dokładne sprzątanie łazienki. “Sedes – stojący, czy wiszący? Który łatwiej umyć?”. A córka wytarła z kurzu pół telewizora usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Była 19’45. Córka zostawiła płyn do szyb, ręczniki papierowe i uciekła, bo nie była gotowa na gości. Druga zamknęła się w swoim pokoju z psem, który strasznie szczeka na obcych. Mój Tata i mój mąż robili jeszcze coś w piwnicy, a dzwonek do drzwi się powtarzał.
Wkurzona, zdziwiona, spocona, rozczochrana, źle ubrana i bez makijażu musiałam otworzyć drzwi. Zobaczyłam, że przyjechali niespodziewani goście, którzy owszem zapowiedzieli się, ale mieli być za co najmniej 10 godzin. Z uśmiechem poinformowali, że tak dobrze się jechało i te 600 km tak szybko zleciało, że postanowili zrobić nam niespodziankę i odwiedzić wcześniej.
Mam prawo być nieprzygotowana na niespodziewanych gości
Byłam strasznie zakłopotana i unikałam ich wzroku. Mimo to przywitałam ich informując jednocześnie, że się ich nie spodziewaliśmy. Zabrałam spod nóg odkurzacz i wiadro z mopem. Zgarnęłam ze stołu zbędne rzeczy postawione tam na chwilę, by zetrzeć kurz z komody. Nie zdążyłam zmienić obrusu, ani nawet wytrzepać starego. Zachęciłam, żeby usiedli i poszłam zawołać męża i Tatę. Możecie rzucić we mnie kamieniem, ale więcej do nich nie zeszłam. “Moja opinia na temat… – Możesz rzucić kamieniem”. Czułam się upokorzona i miałam prawo być nieprzygotowana. Moje córki też nie były gotowe na tą wizytę i też nie zeszły do gości.
Na szczęście mogłam sobie pozwolić na to, żeby koło nich nich nie skakać. Mój mąż się nimi zajął. Poczęstował wszystkim co mieliśmy, bo przecież byli głodni po takiej podróży. Niestety główną potrawą była jajecznica, bo jak wspominałam nie byliśmy gotowi. Siedzieli prawie do północy, bo chcieli porozmawiać i spotkać się z nami, a po pogrzebie od razu wracali do domu. Na nocleg pojechali do hotelu, który wcześniej sami sobie załatwili.
Bardzo chciałam się z nimi spotkać i chętnie bym im usługiwała. Bardzo chciałam być prawdziwą gospodynią domu, która służy też uśmiechem (pomimo sytuacji) i ciekawą rozmową. Ale naprawdę czułam się upokorzona, tak jakby chcieli mnie zaskoczyć i zobaczyć w takiej sytuacji. Wiem, że przyjechali z daleka i oczekiwaliśmy ich wizyty, ale jednak byli to niespodziewani goście.
Czasem wystarczy pół godziny na zapowiedzenie wizyty
Miałam wielki żal, że nie zadzwonili, by nas uprzedzić, a wręcz wprowadzili nas w błąd, narażając na niekomfortową sytuację. Przecież nie potrzebowałabym wiele czasu, wystarczyłoby nawet pół godziny. Tyle, żebym zabrała odkurzacz i wiadro z mopem oraz te wszystkie zbędne rzeczy. Nie ważne, że podłoga nie byłaby odkurzona i umyta, ale wrażenie byłoby inne. Ja mogłabym chociaż trochę się ogarnąć i zawołać męża, by zajął się gośćmi, dopóki nie będę gotowa się pokazać. Naprawdę nie wiem czemu nas nie uprzedzili, że jednak będą za pół godziny, tylko zrobili taką niespodziankę.
Pozostał straszny niesmak. Gdy spotkaliśmy na drugi dzień było bardzo niezręcznie i nawet głupio było zapraszać ich do domu. Gdy odmawiali, nie naciskałam. Wiem, że oni i wielu z Was może potępić moje zachowanie. Ale naprawdę czułam się upokorzona i nie miałam ochoty na spotkanie z nimi. Mogłam się ogarnąć i zejść, ale miałam taki żal, że musiałabym udawać. Kiedy pytali o mnie, mąż tłumaczył, że poczułam się zawstydzona tym jak wyglądam i nie chcę się pokazywać. Pewnie liczyli, że się przebiorę i do nich zejdę, jak przystało na gospodynię domu. Niestety byłam zbyt rozżalona. Ciekawa też jestem jak moje kuzynki, które tak się zachowały poczułyby się na moim miejscu.
Niespodziewani goście lubią robić niespodzianki
Niespodziewani goście zawsze byli moją zmorą i nieraz mnie zaskakiwali, gdy byłam zajęta czymś innym. Raz było to wielkie pranie jeszcze w pralce wirnikowej z kilkukrotnym płukaniem w wannie, innym razem mycie okien w kilku pokojach. W obu sytuacjach goście szybko poszli, bo czuli, że wpadli nie w porę. Od kiedy wypada zapowiedzieć wizytę, jestem spokojniejsza, chociaż wiem, że nie każdy tego przestrzega.
Niestety takie niespodzianki lubią robić nam nasi bliscy przyjaciele, których znamy od lat i którzy mieszkają 450 km od nas. Ponieważ mają rodzinę w naszym mieście, to częściej bywają u nas, niż my u ich. Wiedzą, że strasznie nie lubię gdy odwiedzają mnie niespodziewani goście, ale mimo to lubią mnie tak zaskakiwać.
Za każdym razem jestem zła i nie potrafię szczerze cieszyć się ich wizytą. A im ciągle zdarza się czekać na mnie pod pracą lub po prostu zadzwonić do drzwi. Myślę, że świetnie się bawili również wtedy, kiedy zadzwonili żebym wstawiła wodę na kawę, bo parkują na naszym podjeździe. Gdy wyskoczyłam z pretensjami, ze śmiechem powiedzieli, że przecież uprzedzili zanim zadzwonili do drzwi.
Chociaż zawsze mnie to wkurza, to jednak znamy się tak długo i tak dobrze, że nie raz widzieli mnie bez makijażu i w dresie. Nie raz też widzieli bałagan, zwłaszcza gdy zostawali u nas kilka dni, bo podczas ich nieobecności ogarniałam wszystko tylko z grubsza.
Niespodziewani goście, a na jak długo przyjechaliście?
Na koniec opiszę jeszcze jedną sytuację, która podniosła mi ciśnienie krwi. To było w Boże Ciało jakieś 10 lat temu. Już wszyscy mieli telefony i można było się umawiać na wizytę. Siedzieliśmy sobie spokojnie w domu, na szczęście ogarniętym, no bo święto. Byliśmy też w miarę ubrani, no bo święto.
Było jeszcze przed południem i nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Okazało się, że odwiedzili nas niespodziewani goście, którzy mieszkają jakieś dwie godziny drogi od nas. Przeważnie kiedy przyjeżdżali nocowali u nas. Tym razem przyjechały trzy osoby dorosłe i dwuletnie dziecko. Nogi mi się ugięły i w głowie kotłowało się przerażenie. Nie mam gdzie ich położyć, nie mam czym ich poczęstować, nie starczy mi obiadu na tyle osób. A przecież trzeba też zrobić kolację, a sklepy nieczynne, no bo święto. I pewnie przyjechali na kilka dni, bo to długi weekend.
Mimo to starałam się być uprzejma i gościnna na ile to możliwe. Częstowałam czym miałam, a miałam niewiele. Cały czas zastanawiałam się jak ogarnąć tą trudną dla mnie sytuację. W końcu po dwóch godzinach dowiedziałam się, że są u nas tylko przejazdem. Przyjechali na trzy dni do mojej kuzynki i są umówieni na późniejszy obiad. Czy tacy niespodziewani goście nie powinni od razu powiedzieć, że wpadli tylko na przysłowiową kawę?
Szacunek wobec gości i gospodarzy
Większość z nas chce pokazać swój wysprzątany dom, być może specjalnie udekorowany na wizytę gości. To przeważnie wtedy wyciągamy najładniejszy obrus i wieszamy w łazience najlepsze ręczniki. Na poczęstunek szykujemy nasze koronne potrawy i ciasta, którymi możemy się pochwalić, sami też chcemy ładnie wyglądać. Takim zachowaniem okazujemy swoją gościnność i szacunek wobec gości. Według mnie niespodziewani goście, pojawiający się nagle okazują brak szacunku wobec gospodarzy i wprowadzają ich w zakłopotanie. Przy okazji polecę Wam “10 cech dobrego gościa…”, gdybyście wybierali się z wizytą.
Jestem bardzo ciekawa co sądzicie o dzisiejszym temacie. Czy dla Was niespodziewani goście to duży problem, czy może świetna niespodzianka? Czy lubicie przyjmować gości, czy, raczej wolicie chodzić z wizytą? Mam nadzieję, że chociaż parę osób po przeczytaniu tego artykułu zastanowi się, czy niespodzianka jaką zafundują niezapowiedzianą wizytą, będzie naprawdę miłą niespodzianką.
Ana