Wakacyjny wpis, czyli okiem blogerki na urlopie
Wakacje nad polskim morzem
Dzisiaj trochę inny – wakacyjny wpis, który zaczęłam pisać na plaży w Rewalu, gdzie spędziłam tygodniowy urlop. Tym razem chcę opisać moje wrażenia i to co zaobserwowałam podczas urlopu. Wspominałam już, że uwielbiam polskie morze, ale rzadko nad nim bywam. Jeszcze jak dzieci były małe, co roku spędzaliśmy wakacje nad morzem. Potem jeździliśmy w inne miejsca, między innymi dlatego, że mój mąż nie przepada za morzem. Wybieraliśmy więc jeziora lub spływy kajakowe. Ale to nie tak, że jakoś się tam męczyłam, bo też bardzo lubię spływy, czy wakacje nad jeziorem. Chociaż bardzo lubię Bałtyk, to nie chciałabym spędzać nad nim urlopu w każde wakacje. Wolę trochę zatęsknić za moim ukochanym morzem.
Tego roku tak jakoś wyszło, że nie zaplanowaliśmy niczego na urlop, chociaż wiedzieliśmy, że mąż dostanie go w tym terminie. Ja prowadzę własną działalność, czyli sklep zamykam kiedy chcę. Mąż wiedząc, że tęsknię za wakacjami nad morzem zaproponował, żebyśmy się tam wybrali. Bardzo się ucieszyłam, z tym, że na znalezienie noclegu, miałam tylko kilka dni. A zadanie było tym bardziej trudne, że pogoda dopisała i ludzie zmęczeni pandemią, chętnie korzystają z polskiego wybrzeża.
Atrakcyjne wybrzeże zachodnie
Od zawsze podobało mi się wybrzeże zachodnie i na szczęście mamy tam bliżej. Na wybrzeżu zachodnim podoba mi się to, że miejscowości są bardzo blisko siebie. Często prawie się ze sobą łączą. Nie przepadam za nadmorskimi miejscowościami, które są bardzo od siebie oddalone. Tak, że trudno jest dojść np. plażą do najbliższej miejscowości i trzeba jechać samochodem. Czuję się wtedy jak w klatce.
Wybierając jakąś miejscowość na wybrzeżu zachodnim, przeważnie wszędzie mamy blisko. Ja najbardziej polubiłam miejscowości od Trzęsacza do Pogorzelicy. Byliśmy już w okolicach Dziwnówka i Dziwnowa oraz Gąsek i Sarbinowa. Jednak to wcześniej wspomniane miejscowości podobają mi się najbardziej. Do pobliskich miejscowości można dojść plażą, co uwielbiam.
Między poszczególnymi miejscowościami jeżdżą też “turystyczne pociągi”. Na trasie Trzęsacz – Pogorzelica jeździ kolejka wąskotorowa, pozwalająca cieszyć się cudami nadmorskich krajobrazów. Z Rewala do Niechorza można też dojechać uroczą kolejką retro, która przejeżdżając przez miejscowości pozwala na ich zwiedzanie. Tym razem nie zdecydowaliśmy się na przejażdżkę żadną z nich, bo jak dzieci były mniejsze, często nimi jeździliśmy. W te wakacje wybraliśmy chodzenie plażą, na co dzieci nie zawsze mają siłę.
Wakacje we dwoje, czy z grupą?
Wśród wymienionych przeze mnie miejscowości jest Rewal, który podoba mi się najbardziej. Spędziłam w nim wakacje w 2009 roku i chociaż od tego czasu wiele się zmieniło, to tylko na plus. Wspomniane wakacje spędziłam tylko z córkami, bo mąż nie dostał urlopu. To były moje najlepsze wakacje, bo byłam jedyną dorosłą osobą decydującą o wyborze atrakcji. I chociaż byłam bez samochodu, w tydzień zwiedziłyśmy wszystko od Trzęsacza do Pogorzelicy, łącznie z latarnią w Niechorzu. Nawet wybrałyśmy się autobusem się do Międzyzdrojów, żeby zwiedzić muzeum figur woskowych i molo. Oczywiście nie zabrakło też czasu na kąpiele i zabawy na plaży.
Zawsze kiedy jechaliśmy z grupą znajomych, to ile było osób, tyle propozycji na spędzenie czasu. Samo wybranie najlepszej zabierało cenny czas. A potem okazywało się, ktoś musiał umyć głowę lub coś wyprasować, bo dana atrakcja tego “wymagała”. I znów wszyscy czekali, a czas płynął. Bardzo lubię spędzać wakacje w towarzystwie, ale przeważnie wracałam zmęczona, bo takie bycie zależnym od innych, było uciążliwe.
Podczas tegorocznego urlopu też zaobserwowałam znaną mi scenę. Grupa 8 osób przyszła coś zjeść. Najpierw było szukanie dużego stolika, czytaj zsuwanie dwóch mniejszych na dworze, ale część już się krzywiła, że za gorąco i za bardzo świeci słońce. Ta część już zsuwała stoliki w środku. W końcu padło, że grupa się rozdziela, a ja miałam okazję posłuchać narzekania jednej z nich.
Urlop tylko we dwoje
Dla nas tegoroczne wakacje były bardzo wyjątkowe, bo to nasz pierwszy samotny wyjazd, bez dzieci, bez znajomych. To taki nasz miesiąc miodowy, chociaż tu bym nie przesadzała, bo to tylko 7 dni. Taki wyjazd nam się należał i był nam bardzo potrzebny po 26 latach małżeństwa. Ponieważ wiem, że mąż nie lubi siedzieć na plaży zaproponowałam, żeby wziął sobie rower. Plan był taki, że ja będę spacerować wzdłuż wybrzeża, a on będzie korzystał z tras rowerowych. Potem wspólny obiad i wieczorne wyjście “na miasto”. W efekcie mąż był na dwóch krótkich wycieczkach rowerowych. Większość czasu spędziliśmy razem wędrując brzegiem morza.
Wiem, że obojgu nam było to potrzebne, nigdy nie spędziliśmy tak dużo czasu tylko we dwoje. Trochę bałam się, że będziemy sobą zmęczeni, znudzeni i może zaczną się jakieś żale. Jednak było bardzo miło, oboje “zostawiliśmy mózgi” w domu, zapominając o pracy, pandemii czy problemach w domu. Nigdy jeszcze tak dobrze się nie zresetowaliśmy. Było nam to tym bardziej potrzebne, że mieszkamy z moimi Rodzicami i naszymi dorosłymi już córkami. A sześć osób w jednym domu, to już tłok. Taki czas tylko we dwoje, po prostu nam się należał i szkoda było wracać.
Szukanie noclegu nad morzem
Jednak, żeby spędzić z mężem ten urlop nad morzem, musiałam znaleźć noclegi. Wiedziałam, że poszukiwania zacznę od Rewala. Dopiero kiedy tam się się nie uda, będę próbowała w innych pobliskich miejscowościach. No i zaczęły się schody. Niby w internecie pełno jest różnych stron i portali z ogłoszeniami o noclegach. Niby. Nie będę ich tu wymieniać, bo po co. Sami łatwo możecie je znaleźć. Poza tym i tak nie wymieniłabym wszystkich, więc nie będę tego robić. W każdym razie takie strony są, tylko po co?
Właściciele noclegów nie aktualizują swoich ofert. Widocznie mają takie obłożenie, że nie jest im to potrzebne. I nie chodzi mi już nawet o zdjęcia przedstawiające pokoje sprzed 20 lat, które w międzyczasie przeszły już kilka remontów. Bardziej chodzi mi o to, że na danej stronie widnieje oferta o wolnych pokojach, w danych terminach i cenach. A jak dzwonię to okazuje się, że ceny są sprzed 3 lat, a o wolnych pokojach w środku sezonu mogę zapomnieć.
Nocleg w pensjonacie nad morzem
Uważam, że tego typu strony sprawdziłyby się, gdyby funkcjonowały jak sklepy internetowe. Do koszyka, kupione, jadę! W innych przypadkach to nie do końca ma sens. To taka platforma z ofertami, do których mogę zadzwonić, tylko że marnuję czas swój i właścicieli noclegów. Są wprawdzie portale, które działają jak sklepy i są aktualizowane na bieżąco, ale tam ceny za nocleg zaczynają od 200 zł za osobo-dobę. Czyli coś za coś.
W efekcie zadzwoniłam w 15 miejsc w samym Rewalu, z których tylko 3 były wolne w tym terminie, jeden z nich był dużo droższy. Wybraliśmy pensjonat “Maja” na ul. Słonecznej 8, gdzie za pokój z łazienką, lodówką, czajnikiem i telewizorem, zapłaciliśmy 70 zł za osobo-dobę. Chociaż pokój nie był za duży, to przecież i tak służył nam tylko do spania i zjedzenia śniadania, a potem już nas nie było. Dla nas ważna była bardzo dobra lokalizacja i być może jeszcze tam wrócimy. Mieszkaliśmy w lukarnie ze skosami, nasze okna to te na samej górze, z lewej strony.
Ale ile za tą rybę?
Codziennie po śniadaniu szliśmy na plażę, by brzegiem morza dojść do pobliskich miejscowości. Czasem zatrzymywaliśmy się po drodze, żeby chwilę posiedzieć czy popływać. Mile zaskoczył mnie fakt, że dużo było prawie pustych plaż i to właśnie takie miejsca wybieraliśmy na nasz postój. Niby nie powinno dziwić mnie, że im dalej od głównych zejść na plażę, tym mniej plażowiczów. Jednak jak pamiętam z innych lat, bywało że i te miejsca były zatłoczone.
Gdy dotarliśmy do danej miejscowości, trochę ją zwiedzaliśmy i szukaliśmy miejsca na obiad. Dlatego zawsze jedliśmy w innym miejscu. Nie jestem zagorzałą zwolenniczką jedzenia ryby nad morzem. Ale tym razem miałam na to ochotę. Niestety w większości miejsc była podawana cena za 100 g. Potem widziałam jaką porcję ryby serwowano i ile wynosił rachunek za daną porcję. To mnie skutecznie zniechęcało, wolałam wybrać jakiś gotowy zestaw obiadowy w określonej od razu cenie. Wprawdzie znaleźliśmy też parę miejsc, gdzie była podana przybliżona waga ryby w zestawie ze stałą ceną, ale akurat wtedy nie mieliśmy ochoty na rybę.
Jak pisałam zawsze jedliśmy w innym miejscu, ale do jednego z chęcią wróciliśmy. Była to “Przystań Rybacka” w Rewalu przy tarasie widokowym. Zaskoczyły nas bardzo duże porcje, bardzo dobrego jedzenia. Za drugim razem też tak było. W dodatku to bardzo fajne miejsce i ma całkiem przystępne ceny. Moją przygodę w Rewalu zakończyłam naleśnikami, które zjadłam z przyjemnością właśnie w “Przystani Rybackiej” za 19 zł.
Pies na plaży – szczęście właściciela
Gdy tak spacerowaliśmy wzdłuż Bałtyku zauważyłam, że na plażach jest bardzo dużo psów. I to nie tylko tam, gdzie było mało plażowiczów, czy były specjalne plaże dla psów. Trochę mnie to zaskoczyło, bo jeszcze niedawno pies na plaży wywoływał oburzenie. Pamiętam, że jak jeździliśmy nad morze co roku z dziećmi, to zawsze gdzieś obok nas był koc, a przy nim jamnik. Nawet już nas to śmieszyło. Ale pamiętam, że to zawsze był jedyny pies w zasięgu wzroku i nawet ten jeden potrafił doprowadzić do awantury.
Teraz kiedy pies to już nie Burek przy budzie, tylko członek rodziny, zauważam większą tolerancję. Więcej jest też różnych udogodnień dla psów i ich właścicieli, które często bardziej cieszą tych drugich, a psom są totalnie niepotrzebne. Ale miło jest wiedzieć, że ktoś traktuje Twojego psa, prawie na równi z Tobą i dba o jego potrzeby.
Zachowanie psa na plaży
Czy pies na plaży mi przeszkadza? To zależy. Jeśli pies rozkosznie leży na piasku lub kocu, bo pani się przesunęła, to jest to urocze. Chociaż z tyłu głowy mam fakt, że może pies się męczy w tym słońcu. Jeśli pies kąpie się w morzu, a obok nie kąpią się ludzie, też mi to nie przeszkadza. Jedyne co mi przeszkadza, to rozbrykany pupil, który biega za piłką rzucaną przez pana do wody. Ale tylko wtedy, gdy po wyjściu na brzeg otrzepuje się blisko mojego koca. A potem taki mokry lata jak oszalały ze szczęścia, sypiąc wszędzie piaskiem.
Myślę, że nie każdy pies nadaje się do zabrania na plażę i właściciele sami najlepiej znają swojego pupila. Ja np. nie wzięłabym na plażę mojego beagla i nie dlatego, że ma już 14 lat i nigdy nie lubił wody. Chodzi mi o to, że to pies tropiący i o ile go znam nie usiedziałby na miejscu. Cały czas oddalałby się na długość smyczy, próbując wszystko obwąchać i być może obsikać. A im krótszą miałby smycz, tym głośniej by skomlał.
Kto bardziej jęczy, dzieci czy rodzice?
Na lądzie zaskoczyła mnie inna rzecz, na którą patrzyłam z mieszanymi odczuciami. Sprawa dotyczyła tak zwanego życia w kurorcie, pełnym różnych atrakcji. A dokładniej chodzi o relację dzieci i rodzice. Z czasów kiedy ja jeździłam ze swoimi córkami, pamiętam całkiem odmienne zachowania. I nie chodzi tu tylko o mnie, bo często jeździliśmy ze znajomymi i ich dziećmi. Pamiętam ciągle jęczące o coś dziecko, a to o zabawkę, a to o loda, czy robiącą sceny z niby głodu latorośl. Do tego zmęczeni i zniecierpliwieni rodzice, którzy już nie mieli siły ciągle odmawiać.
Teraz bardzo często widziałam inne sceny. Rodzina z dziećmi przechodzi koło budki z bąbelkowymi goframi. Dzieci spokojnie idą dalej, nagle woła je mama: “zobaczcie bąbelkowe gofry, nie chcecie, na pewno, pamiętacie jedliśmy takie w XYZ i wam smakowały, na pewno nie chcecie, a kupię wam”. Miny dzieci nie wskazywały na zadowolenie.
Inna historia, młoda pani sprzedająca “latające i świecące coś”, co chwilę wystrzeliwuje to w górę, by się zareklamować. “Cosie” spadają ludziom na głowy lub pod nogi, ale i tak mało kto się tym interesuje. Jedno “coś” spada wprost pod nogi około 6 letniego chłopca. Chłopiec mija “coś” i idzie dalej, za nim idzie mama, która zauważa “coś”. Zaczyna się ekscytować, woła chłopca, ten idzie dalej, mama podbiega ciągnie go do pani, która sprzedaje “cosie”. Chłopiec lekko się krzywi, mama zaskoczona: “nie chcesz, zobacz jakie fajne, pani ci pokaże, wybierz sobie kolor”. Pani chętnie pokazuje, mama chętnie płaci, chłopiec niechętnie odchodzi z “cosiem” w ręce.
Podobnych sytuacji widziałam więcej. Rodzice mają jakiś określony budżet na wakacje, który muszą wydać na dziecko? Przypomina mi to pobyt na kolonii w latach 80-tych, gdzie większość takich pobytów była “sponsorowana” przez zakład pracy rodziców. Pamiętam kolonię, na której na siłę płynęliśmy wodolotem i jedliśmy “postawione” przez wychowawców lody. Ale najbardziej zapamiętałam 120 osobową kolejkę kolonistów (w tym mnie) przed smażalnią ryb. Każdy dostał na siłę porcję ryby, bo trzeba było wykorzystać budżet przeznaczony na kolonię. Około 100 porcji ryby wylądowało w śmietniku.
Szczerze zakochana w Rewalu
Tak na zakończenie napiszę Wam jeszcze, że Rewal zawsze podobał mi się najbardziej, ale tym razem to już się chyba w nim zakochałam. Porównując go z pobliskimi miejscowościami, które też zwiedziliśmy oboje uważamy, że Rewal jest najbardziej atrakcyjny. Dużo zejść na plażę, dużo platform widokowych, atrakcje wokół Parku Wieloryba i wiele innych. Na pewno nie można się tam nudzić z dziećmi, czy bez. Nawet dla takich par jak my, które przyjechały samotnie, jest wiele miejsc, gdzie można pójść późnym wieczorem.
Życie w Rewalu toczy się przynajmniej do godz. 23, a nawet dłużej. Tak długo otwarte są knajpy i stoiska z pamiątkami. Na ulicach pełno ludzi, nawet z małymi dziećmi. Jeśli tylko ktoś lubi takie wieczorne życie, to na pewno mu się spodoba. Jest kilka knajp z muzyką na żywo, chociaż brakowało nam miejsc do potańczenia. Ale znaleźliśmy jedno takie w knajpie “Stajnia”, które bardzo gorąco polecam. Codziennie jest tam DJ, który trochę śpiewa (całkiem fajnie) i puszcza różne przeboje. Naprawdę ciekawe miejsce na wyginanie ciała w rytm muzyki.
Muszę jeszcze coś wyjaśnić, nie mam żadnego interesu, żeby reklamować Rewal, a tym bardziej miejsca, o których pisałam. Nikt z tych miejsc, nie wie nawet, że o nim napisałam i pewnie się nie dowie. Piszę o tym, bo uważam, że może się to komuś przydać, gdy będzie wybierał miejsce na urlop. A to, że piszę bezinteresownie może świadczyć tylko o tym, że szczerze to polecam. Życzę Wam miłego pobytu nad polskim morzem, bo Bałtyk jest naprawdę piękny.
Ana