Sio z moich ziół! Pierwsze szkodniki – gąsienice
Pierwsze szkodniki na ziołach
No i stało się, pojawiły się pierwsze szkodniki – gąsienice. Jeszcze ja nie próbowałam swoich ziół, a one już się najadły. Jak wiecie do moich roślinek zaglądałam codziennie. Ktoś powie po co, nawiedzona, no właśnie po to, żeby je chronić przez darmozjadami.
Małe zielone gąsienice na bazylii
Pierwsza była bazylia, nie dziwię się, bo też ją lubię. Pewnego dnia podeszłam i zobaczyłam nadgryzione liski. Orzeszty szkodniku!… Bliższa inspekcja wykazała małe, cienkie, zielone gąsienice w ilości sztuk kilka. Zamarłam.
Na ratunek bazylii
Akcja: miska, do miski doniczka z zawartością i do wanny. Strąciłam gąsienice ile się dało, obejrzałam dokładnie każdy listek (dużo ich nie było), sprawdziłam też łodyżki. Potem dokładnie sprawdziłam ziemię, doniczkę i podstawkę, te dwie ostatnie umyłam. Gąsienice zostały spłukane gorącą wodą a odpływ zalany chlorem, taka jestem wredna. Bazylia została opłukana chłodną wodą i pozostawiona na chwilę w wannie.
Przyszła pora na parapet. Dokładnie obejrzałam pozostałe zioła, parapet i okno. Gąsienic i innych szkodników nie było. Na wszelki wypadek parapet umyłam wodą z octem.
Gąsienice zjadły koperek
Od tej pory byłam jeszcze bardziej czujna i dobrze. Parę dni po tej akcji, takie same gąsienice w ilości dużo większej, zauważyłam na koperku, też dobry. W dodatku między gąsieniczkami ciągnęły się jakieś nici. Nie wiem co to było i skąd się wzięło, ale mnie wnerwiło.
Druga akcja ratunkowa
Jak pisałam wcześniej, mój koperek i tak był beznadziejny, trzymałam go raczej z ciekawości i dla dalszej nauki uprawy ziół. Dlatego, żeby nie bawić się w rozplątywanie gąsieniczek z koperku i nie narażać innych ziół, akcja wyglądała inaczej. Miska, do niej doniczka i na dwór wprost do kompostownika. Nie wiem, czy nie zaszkodziłam roślinom w ogrodzie, ale nie miałam innego pomysłu. I tak straciłam pierwszą wyhodowaną roślinkę, ale pozbyłam się też pierwszych szkodników.
Pierwsza pusta doniczka
Reszta akcji wyglądała jak wcześniej, z tym że umyłam całe okno od środka domu, no i zostałam z pustą doniczką. Nie wiem skąd się wzięły te gąsienice ale myślę, że ich mama wleciała otwartym oknem. Niestety nie miałam przyjemności jej poznać i myślę, że to dla niej dobrze.
Bardzo dobra bazylia
Parę tygodni później znów zauważyłam nadgryzioną bazylię. Dłuższą chwilę nie mogłam znaleźć winowajcy. W końcu znalazłam zieloną (jak listki bazylii) gąsienicę, dużo większą i grubszą od poprzednich, ale tylko jedną. Nieźle mi obżarła bazylię, a potem zwinięta udawała listek oparty o doniczkę. Franca.
Okno już czekało szeroko otwarte i wyleciała z hukiem na trawnik. Na pewno pochodziła od innej mamy niż te wcześniejsze, ale tej “delikwentki” też nie udało mi się spotkać i też na jej szczęście. Chyba nie muszę Wam pisać, że reszta akcji wyglądała jak poprzednio.
To nie gałązki, to gąsienice
Ze wszystkich szkodników na ziołach, z jakimi do tej pory walczyłam największym zaskoczeniem był “patyczak”. Zdziwiłam się, bo z tego co wiem patyczaki nie żyją w Polsce. No chyba, że komuś zwieją lub zostaną wyrzucone. Poza tym to coś nie miało “nóżek” i “rączek”. Nie wiedziałam co to jest “gałązek”, “łodyżek” ?
Sprawdziłam w internecie, okazało się, że to też jakieś gąsienice. Swoją drogą nieźle się france kamuflują, nie skapniesz się kilka dni i spałaszują wszystko. Przez jeden dzień gąsienica zjadła kilka listków tymianku, wiem, że są małe i musiała zjeść kilka, żeby się nażreć.
Gałązka zwinęła się w kółko
Ale nie napisałam jeszcze jak to było: miałam w doniczce 20 centymetrowy tymianek, znałam każdy jego listek, lubiłam je liczyć. Pewnego dnia się nie doliczyłam, za to o dziwo przybyła jedna gałązka. Przyglądałam się uważnie, aż wreszcie postanowiłam dotknąć “gałązkę” wykałaczką, a ona się zwinęła w kółko. Aha szkodnik!… Okno otwarte i procedura jak wyżej.
Moje zioła miały wtedy ok. 2 miesięcy, nie wiedziałam jeszcze, że największy wróg dopiero się czai… Wspomniany wyżej tymianek, pięknie potem urósł, ale straciłam go przez szkodniki, a dokładniej przez “Mszyce – jak pozbyłam się ich oraz mięty i tymianku”.
Małe wyjaśnienie chronologiczne
Trudno tak teraz pisać o tym co było rok temu. Przecież nie planowałam, że będę o tym pisała i nie robiłam notatek. A już najbardziej żałuję, że nie robiłam zdjęć. Na razie pokazuję zdjęcia z internetu, moje poznacie po podpisie. Będę opisywała wzrost moich ziółek, tak jak pamiętam, niekoniecznie chronologicznie. Nie zwracajcie też uwagi na czas, w jakim piszę. Wszystkie te wpisy, będą dotyczyły przeszłości, a ja będę niekiedy używać czasu bieżącego. Mam nadzieję, że to nie będzie Wam przeszkadzało, ważne jest chyba to, co chcę opisać.
Ana