...
trauma po wizycie w gabinecie weterynarza
Przy kawie

Trauma po wizycie w gabinecie weterynarza i dentysty

Adoptowany pies na pierwszej wizycie weterynaryjnej

Wczoraj wydarzyło się coś, co bardzo mnie zbulwersowało i skłoniło do napisania tego artykułu. W kategorii Przy Kawie poruszam różne tematy, niektóre są lekkie inne oburzają. Tym razem jestem bardzo poruszona i nadal nie mogę dojść do siebie. Ale po kolei. 

Miesiąc temu adoptowaliśmy psa ze schroniska. Póki co nie chcę zbyt dużo pisać na ten temat, a także na temat samego psa. Najbardziej chodzi o to, że na razie jesteśmy domem tymczasowym i czekamy na zakończenie procesu adopcji. Jak wszystko pomyślnie się skończy, to napiszę osobny artykuł na ten temat i bliżej przedstawię psa. Tym razem chcę opisać naszą pierwszą wizytę w gabinecie weterynarza, po której i psu i nam pozostała trauma.

Na temat psa napiszę tylko tyle ile jest potrzebne do tego wpisu. Pies ma trzy lata, jest mieszańcem i wabi się Beiro. Dla zobrazowania jego wielkości i wyglądu napiszę, że przypomina border collie i hovawarta. Do schroniska trafił z interwencji, co już może świadczyć o jego niezbyt ciekawej przeszłości. Być może pies ma jakąś traumę związaną z wcześniejszym życiem, o czym nie wiemy, ale trzeba brać to pod uwagę. 

Przez pracowników schroniska i przez nas, po miesięcznym pobycie w domu, uważany za przyjaznego psa, lękliwie reagującego na obcych szczekaniem. Wystarcza mu jednak krótka chwila i obwąchanie nowej osoby, by prosił ją głaskanie. Ani w schronisku, ani w domu nie wykazywał oznak agresji. Długo szukaliśmy psa, który nadawałby się do domu z kotem i ten pies taki jest. Co też może świadczyć o jego łagodności. To wszystko oraz inne informacje chciałam przekazać w gabinecie weterynaryjnym, tylko że nikt nie chciał ich słuchać. Odniosłam wrażenie, że fakt iż przyszłam z psem ze schroniska uprzedziło panią weterynarz już na samym wstępie.

badanie psa z trudną przeszłością

Pobudzony i niespokojny pies w gabinecie weterynarza

Do wizyty w gabinecie weterynaryjnym skłoniło nas ciągłe drapanie się psa. Na początku odrzuciliśmy pchły i inne pasożyty, bo pies był odpchlony i odrobaczony przez schronisko dwa miesiące temu. Myśleliśmy, że może pies drapie się ze stresu związanego z nowym domem lub zmianą karmy. Gdy objawy nie mijały umówiliśmy wizytę w gabinecie weterynaryjnym, na którą poszłam z moją dorosłą córką.

Po wejściu na poczekalnię Beiro był zaciekawiony i pobudzony nowym miejscem. Jedynym zwierzęciem w poczekalni był york, oczekujący na kolanach swojej pani. Beiro nie szczekał i nie wykazywał agresji. Mimo to kazano nam natychmiast wejść do gabinetu, by nie stresować pieska w poczekalni. Ton jakim nas zaproszono dawał wiele do życzenia. W gabinecie pies był spokojny dopóki nie spojrzał w okno. Były na nim naklejone duże sylwetki psów, które wyglądały realistycznie i pies zaczął bardzo szczekać. Próbowałyśmy z córką go uspokoić, ale cały czas patrzył na okno i szczekał wystraszony. Na co pani weterynarz stwierdziła, że pies nie jest miły i na pewno nie da się zbadać. Powiedziała też, że pies wymaga ogromnej pracy z behawiorystą, bo ma problem z agresją, po czym założyła mu kaganiec i wyszła. 

W międzyczasie asystentka zbierała wywiad i zadawała w kółko te same pytania. Najczęściej pytała czy podawaliśmy psu preparat na pchły, a jeśli tak to jaki i kiedy. Kilka razy tłumaczyłam, że to pies ze schroniska, u nas w domu jest od miesiąca i my mu niczego nie podawaliśmy. W karcie ze schroniska jest napisane kiedy i co było mu podawane. Asystentka nie patrząc na leżące przed nią dokumenty, ciągle zadawała to samo pytanie i inne, które też się powtarzały.

spokojne badanie psa

Wiele niemiłych słów ze strony pani weterynarz

Natomiast pani weterynarz przez całą wizytę wychodziła do gabinetu obok, gdzie jak myślę miała pod opieką inne zwierzę, być może po zabiegu lub przed nim. Nie była obecna przez cały czas wizyty i ciągle się kręciła, przechodząc za plecami psa. Za każdym razem gdy wchodziła zadawała jakieś pytanie, na które zdążyłam już odpowiedzieć pani asystent zbierającej wywiad. W dodatku za każdym razem mówiła niemiłym tonem, różne niemiłe rzeczy na temat psa. 

Między innymi, że pies jest niemiły i nigdy miły nie będzie. Gdy chciałam jej powiedzieć, że jest bardzo miły, tylko nieufny wobec obcych, wyśmiała mnie i powiedziała, “Nie zagryzł państwa jeszcze tylko dlatego, że go karmicie, ale to nie znaczy, że jest miły, po prostu chce jeść”. Bardzo mnie to zabolało.

Kiedy na pytanie co pies je, odpowiedziałam, że mokrą karmę, bo nie za bardzo chce jeść suchą, usłyszałam że powinien jeść suchą. Zmartwiłam się, bo myślałam, że szkodzimy mu dając mokrą karmę. Na co pani weterynarz powiedziała, że pies może jeść mokrą karmę, ale my zbankrutujemy, bo musi zjeść jej dużo więcej niż suchej. Trzeba przegłodzić psa, to zacznie jeść suchą karmę. Byłam w szoku. Jeśli weterynarz powiedziałaby mi, że mokra karma nie jest zdrowa i lepsza jest sucha, to bym zrozumiała. Ale tu chodziło o koszty utrzymania psa. Co panią weterynarz obchodzi na co wydaję pieniądze? Może pracuję tylko po to, by moje zwierzęta miały godne życie. 

Gdy wspomniałam, że czasem sami gotujemy mu jedzenie, pani weterynarz nie spytała z czego się składa, tylko powiedziała, żeby nie dodawać do niego smaczków, bo to taki pies. Ponieważ byłam już bardzo zdenerwowana, nie spytałam co miała na myśli, czy to że psu zaszkodzą smaczki, czy to, że mu się nie należą.

smutny pies nie chce jeść

Trauma po wizycie w gabinecie weterynarza

W międzyczasie dzwonił telefon, panie umawiały wizyty. Co chwilę z gabinetu obok, w którym był wspomniany inny zwierzak wchodziła inna pani, być może asystentka z pytaniami do pani weterynarz, dotyczącymi tamtego zwierzęcia. Panował ogólny chaos i niemiła, nerwowa atmosfera. Beiro nie mógł już za bardzo szczekać, ale był wyraźnie zdenerwowany i wystraszony. 

W końcu miało dojść do badania i obejrzenia brzucha psa, bo to po nim najbardziej się drapał. W tym celu pani asystent podeszła do psa od tyłu i podniosła go za przednie łapy, by pani weterynarz mogła obejrzeć brzuch. Beiro zaczął bardzo się wyrywać, warczeć i próbował gryźć. Nawet nas trochę zaskoczyła jego reakcja, chociaż widząc jak przebiegała ta wizyta nie ma się czemu dziwić. Pani weterynarz stwierdziła, że pies jest bardzo agresywny i że ją “chapnął”. Nie wiem czy to prawda, bo nie widziałam, a jej ręka była zakrwawiona już na początku wizyty. Poza tym pies miał kaganiec i ewentualnie kłapnął zębami ostrzegawczo. Nie udało się zbadać psa i obie panie stwierdziły, że nie ma mowy, żeby się udało. Dostał zastrzyk i tabletkę na pasożyty, nie wiemy czy to pomoże.

Nadal padały złe słowa wypowiadane z jeszcze większą agresją. Usłyszałam, że pies śmierdzi mokrym psem, a czym miał pachnieć? Szedł po śniegu, to był mokry. Jednak to co teraz napiszę zabolało mnie najbardziej. Gdy zapytana o to czy pies jest wykastrowany odpowiedziałam, że nie możemy go wykastrować, bo jesteśmy domem tymczasowym i czekamy na adopcję, usłyszałam od pani weterynarz. “Skoro jesteście domem tymczasowym to radzę jak najszybciej podjąć decyzję o niebyciu domem adopcyjnym, bo nie dacie sobie rady z tym psem. Szkoda psa, bo jest młody, ale nie ma przyszłości, nie nadaje się do adopcji. Może być adoptowany najlepiej przez behawiorystę, bo ilość godzin pracy z psem będzie przeogromna i tylko behawiorysta na stałe mieszkający z psem może dać sobie z nim radę”.

trauma po wizycie w gabinecie weterynarza

Nieodpowiednie podejście do psa w trakcie wizyty u weterynarza

Jak można wyciągnąć takie wnioski po tak krótkiej i chaotycznej, w dodatku pełnej złej energii i słów obserwacji psa. Psa, który być może ma traumatyczne doświadczenia i gabinet weterynaryjny źle mu się kojarzy. Zresztą większość psów nie czuje się komfortowo w gabinecie weterynaryjnym. Zastanawiam się, czy to pani weterynarz nie powinna skorzystać z porad behawiorysty, by wiedzieć jak powinna przebiegać wizyta weterynaryjna. Przy okazji polecam Pies u weterynarza – o czym warto wiedzieć?

Przez cala wizytę w gabinecie weterynaryjnym żadna z kręcących się po gabinecie osób, nie próbowała nawiązać z psem żadnego kontaktu. Nie zatrzymała się przy nim, nie dała się powąchać, nie wykonała żadnego gestu, czy komendy, nie próbowała go uspokoić. Rozumiem, że mogły się bać, ale ciągłe przechodzenie za plecami psa, jeszcze bardziej go denerwowało.

Jednak najbardziej bolało mnie to, że przez cala wizytę w gabinecie weterynaryjnym nie padło żadne słowo skierowane bezpośrednio do psa. Wszystkie słowa, które padły były na temat psa, w dodatku bardzo niemiłe. Pies był traktowany przedmiotowo. Nie chodzi mi o to, żeby mówić do psa jak do dziecka i rozczulać się nad biednym pieseczkiem ze schroniska.

Wystarczyło powiedzieć coś w stylu “Co piesek podobno ciągle cię swędzi, pokażesz brzuch?”. Pies nie musiałby rozumieć co się do niego mówi, ale wiedziałby że te słowa, spokojnie i miło wypowiedziane są kierowane do niego. Byłoby jeszcze bardziej miło, gdyby padło jego imię, które było podane w wywiadzie. Pies pomyślał by wtedy “Nie znam ich, ale oni znają moje imię, więc chyba nie są źli”. Gdyby pani weterynarz inaczej z nami rozmawiała i używała innego tonu, pies nie rozumiałby słów, ale czułby, że rozmowa jest miła. Myślałby, “Nie znam ich, ale moje panie miło z nimi rozmawiają, więc chyba się znają i nie trzeba się bać”.

trauma po wizycie w gabinecie weterynaryjnym

Trauma po wizycie w gabinecie dotyka psa i właścicieli

Podsumowując, mamy nadzieję, że pies szybko zapomni co go spotkało i nie zostanie mu trauma po wizycie w gabinecie weterynarza, bo wiemy, że przed nim kolejne wizyty, oby tylko w celu szczepień i kastracji. Oczywiście nie wrócimy do tego gabinetu weterynaryjnego. Jesteśmy też prawie pewni, że w karcie panie zapisały, że Beiro to bardzo agresywny pies. Wcześniej pani weterynarz wspomniała, że miły pies daje wykonać przy sobie podstawowe zabiegi weterynaryjne. A skoro Beiro nie daje się dotknąć, to jest niemiły. Dziwne, bo w schronisku dał się zbadać i zaszczepić. Może wystarczyłoby zmienić ton i powiedzieć kilka miłych słów, bo one działają jak balsam i są wszystkim bardzo potrzebne. “Miłe słowa nie muszą czekać na odpowiednią chwilę”.

Nam opiekunom również pozostała trauma po wizycie w gabinecie weterynarza i czujemy rozżalenie. Chociaż minęły dwa dni, nie mogę się uspokoić. Czuję się tak jakbym przyprowadziła pijanego, brudnego bezdomnego potrzebującego pomocy i usłyszała, że szkoda czasu i pieniędzy, bo i tak znów się upije i wybrudzi na ulicy. W dodatku jestem obwiniana za to, że chcę komuś pomóc. Chciałam jeszcze wspomnieć, że to nie pierwszy nasz pies. Poprzedni był z nami ponad 14 lat i też chodziliśmy z nim do weterynarza. Bywaliśmy również w tym gabinecie i wszystkie te wizyty wyglądały zupełnie inaczej.

trauma po wizycie w gabinecie lekarskim

Trauma po wizycie w gabinecie szkolnego dentysty

Powyższa sytuacja przypomniała mi o tym jak próbowałam przyjaźnie nastawić moje dzieci do wizyt u dentysty. Nie chciałam, żeby towarzyszyła im podobna trauma jaką ja miałam po wizytach w szkolnym gabinecie dentystycznym. Gdy byłam dzieckiem, zęby dzieciom leczyło się trochę na siłę wzywając je do szkolnego gabinetu dentystycznego bez żadnego przygotowania, najczęściej w trakcie lekcji. Często było to traumatyczne doświadczenie, bo dziecko niczego się nie spodziewało i nie mogło odmówić pójścia do szkolnego dentysty. Niektórzy rodzice leczyli zęby swoich dzieci też u innych stomatologów i ja także miałam takie doświadczenia. Takie wizyty wyglądały trochę inaczej i ponieważ były wcześniej umawiane, dziecko mogło przygotować się psychicznie. W dodatku towarzyszyło mu przynajmniej jedno z rodziców i często po takiej wizycie na dziecko czekała nagroda.

Trauma po wizycie w szkolnym gabinecie dentystycznym była dużo większa, bo często szło tam naraz przynajmniej dwoje dzieci. Nie dość, że dziecko, które czekało na swoją kolej już się bało widząc co się dzieje. To jeszcze to, które było na fotelu nie mogło płakać, bo było zawstydzane przed tym oczekującym. Nie było nikogo, kto by pocieszył i nikt nie chciał poczekać chociaż chwili, aż dziecko się uspokoi. Takie leczenie zębów sprawiło, że pozostała mi trauma. Kiedy mogłam już sama decydować czy chcę iść do dentysty, długo omijałam gabinet dentystyczny. Gdy trafiłam na fotel po wielu długich latach, nie wszystkie zęby dało się uratować.

trauma po wizycie w gabinecie dentysty

Zapoznanie dzieci z gabinetem dentystycznym

Chcąc uchronić przed taką traumą, moje dzieci postanowiłam zapoznać je z dentystą w wieku około 3 lat, kiedy moje bliźniaczki miały jeszcze mleczne zęby. Wydawało mi się, że wszystko dobrze zaplanowałam. Czytałam poradniki i oglądałam programy, które pokazywały jak taka wizyta powinna wyglądać. Wybrałam polecany gabinet dentystyczny i umówiłam wizytę osobiście. Przy okazji powiedziałam, że to będzie pierwsza wizyta dzieci w gabinecie dentystycznym. Zależało mi tylko na oswojeniu dzieci z gabinetem, fotelem i badaniem dentystycznym. Nie chciałam, żeby na pierwszej wizycie moje córki miały leczone zęby. Miało być miło, tak by nie pozostała im trauma po wizycie u dentysty. Już przed samą wizytą weszłam sama do gabinetu i przypomniałam o celu wizyty. Zostawiłam też kupione przeze mnie szczoteczki do zębów, które moje dzieci miały dostać od dentystki (tak miały myśleć) na koniec wizyty.

trauma po wizycie w gabinecie stomatologicznym

Nieodpowiednie podejście dentysty do dzieci

Niestety prawie od początku nie było miło. Córki się bały, dentystka irytowała i traciła cierpliwość. Ja robiłam się coraz bardziej zdenerwowana, co widziały moje dzieci i przez co bały się jeszcze bardziej. Dentystka i jej asystentka prawie na siłę zmuszały pierwszą córkę, do otwarcia buzi, co potęgowało strach u obu. Słowa i ton obu pań też dawały wiele do życzenia. Byłam tam z moją mamą, czyli babcią córek, która miała podobne odczucia.

W końcu dało się zbadać zęby pierwszej córki i usłyszałam, że kilka wymaga leczenia. Przypomnę, że były to mleczaki i uważam, że można było poczekać z leczeniem na kolejną wizytę, co zresztą zasugerowałam. Na co pani dentystka, przy wtórze pani asystentki prawie na mnie nakrzyczała w obecności i tak wystraszonych dzieci, że moje postępowanie jest nieodpowiedzialne i powinnam zadbać o zęby dzieci. Nigdy nie lubiłam, gdy ktoś podważał mój autorytet w obecności dzieci i bardzo mnie to zdenerwowało. Nie chcąc okazywać zdenerwowania, by nie straszyć dzieci zgodziłam się na próbę leczenia o ile dzieci pozwolą. Córka niezbyt chętnie, ale jednak dała sobie wyleczyć ząbka. Na co dentystka stwierdziła, że przy okazji wyleczy kolejny ząbek, bo jest obok. Nie spodobało mi się to, ale uznałam, że skoro nie jest tak źle, to może warto skorzystać z okazji. Podobnie było z drugą córką. 

trauma po wizycie w gabinecie dentystycznym

Dzieci tracą zaufanie i zostaje im trauma

Nie było miło, ale nie było też bardzo strasznie. Tylko, że dzieci były wystraszone i słyszały, jak panie prawie krzyczą nie tylko na nie, ale też na mnie. Poza tym bałam się, że już mi nie zaufają, bo idąc do dentysty obiecałam im, że dentystka nie będzie leczyć ząbków. Wiem, że mogłam odmówić, ale ton głosu, słowa i presja ze strony dentystki trochę mnie sparaliżowały. 

W dodatku na koniec wizyty, dentystka trzymając w ręce kupione przeze mnie szczoteczki do zębów, powiedziała, że nie powinna ich dać moim dzieciom, bo nie były ani dzielne, ani grzeczne. Moje dorosłe dzieci nie pamiętają za dobrze tej wizyty, ale wtedy bardzo bały się dentysty. W dodatku, nie tylko im, ale również mi została trauma po tej wizycie. Wiedziałam, że jak nic nie zrobię, to trauma po wizycie w gabinecie dentystycznym będzie się tylko nasilać i pozostanie z dziećmi na długo.

Brak empatii ze strony stomatologa 

Odczekałam jakiś czas i umówiłam wizytę u polecanej młodej pani stomatolog. Niestety i tym razem się zawiodłam. Miałam nadzieję, że młody wiek i dość krótki staż dentystki sprawią, że będzie bardziej empatyczna. Liczyłam na to, że może sama ma małe dzieci lub przynajmniej planuje je w niedługim czasie i wizyta przebiegnie miło. Oczywiście uprzedziłam ją o tym, że to druga wizyta u dentysty i po pierwszej pozostała trauma. Młoda pani stomatolog była jeszcze bardziej poirytowana strachem dzieci i ich niechęcią współpracy niż poprzednia dentystka. Już po kilku minutach powiedziała, że albo wpłynę odpowiednio na dzieci, albo ona nas pożegna, bo nie ma czasu na takie podchody. Podziękowałam i wyszłam, byłam załamana. Chociaż się starałam nastawić dzieci przyjaźnie do dentysty, to pomimo tego, co słyszałam lub czytałam w poradnikach, musiałabym trafić na anioła, a nie dentystę-sadystę.

oswajanie dzieci i gabinetem dentystycznym

Moja trauma po wizycie u dentysty minęła bezpowrotnie

Na szczęście się udało. Wprawdzie minęło już kilka lat i córkom wyrosły stałe zęby, ale trafiliśmy na takiego anioła. I o dziwo był to mężczyzna. Od zawsze uważałam, że dentystą powinna być kobieta, bo jest delikatniejsza i cierpliwsza. A tu takie zaskoczenie. Najpierw sama leczyłam zęby u Pana Jarka i zawsze zaskakiwała mnie jego delikatność, cierpliwość i empatia. Zauważyłam je też w stosunku do innych pacjentów, gdy czekałam na swoją kolej. Pomimo męskiej postury, pan Jarek był niezwykle delikatny i spokojny. Miał też poczucie humoru i odwracał uwagę rozmową. Gdy coś zabolało, to przepraszał i mówił, że to jego wina, bo nic nie ma prawa boleć u dentysty. No szok! Chodziłam do niego z przyjemnością i byłam zawsze bardzo zrelaksowana. Dzięki niemu moja trauma z młodości minęła bezpowrotnie, co nie udało się innym dentystom, do których trafiałam w międzyczasie.

Cierpliwie i empatycznie leczenie zębów dzieci

Byłam bardzo spokojna przyprowadzając do niego moje dzieci. Oczywiście jego też uprzedziłam o poprzednich doświadczeniach w gabinecie dentystycznym. Jedna z córek dość szybko dała się przekonać i wyleczyć zęba. W dodatku była zaskoczona, że nic nie bolało i było całkiem fajnie. Druga była bardziej przerażona i tu Pan Jarek dał popis cierpliwości. Do dzisiaj tego nie zapomnę i pamiętają to też moje córki. Miałam umówione trzy wizyty, w tym dla mnie gdyby starczyło czasu, żeby córki zobaczyły, że też leczę zęby. Niestety mój czas oddałam drugiej córce. Pan Jarek przez czterdzieści minut cichym, spokojnym głosem przekonywał ją do leczenia zębów. Nie robił niczego na siłę, siedział na jej wysokości, trzymał jej rękę na ramieniu, tłumaczył i opowiadał historyjki. Efekt był taki, że również druga córka dała sobie wyleczyć zęba i ze śmiechem powiedziała, że było fajnie.

cierpliwe leczenie zębów dzieci

Trauma i strach w stosunku do dentysty może minąć 

Do dzisiaj jesteśmy zakochane w pracy Pana Jarka i chętnie u niego leczymy zęby. Mamy tylko mały problem, bo Pan Jarek przeprowadził się do innego miasta, gdzie wraz z żoną prowadzi praktykę. Jeśli potrzebujemy wizyty u dentysty, wolimy jechać 50 km i leczyć zęby u Pana Jarka, niż u kogoś innego na miejscu. Chętnie polecam go innym osobom, zwłaszcza tym, którym pozostała trauma po wizycie w gabinecie dentystycznym. I wiem, że te osoby też się do niego przekonały i pozbyły traumy. Jeśli chcecie i możecie skorzystać, polecam przychodnię Ewy i Jarka Kolendowicz w Głogowie. Robię to bezinteresownie i w podziękowaniu, że trauma po wizycie w gabinecie dentystycznym jest obca mnie i moim dzieciom.

mniejsza trauma po wizycie w gabinecie

Trauma po wizycie u lekarza to problem pacjenta

Dzisiejszym wpisem chciałam pokazać, że mimo naszych jak najlepszych chęci, nam, naszym dzieciom i zwierzętom może pozostać trauma po wizycie w gabinecie weterynarza, dentysty czy innego lekarza. Jeśli nie trafimy na empatycznego specjalistę, który ma podejście do pacjentów to trauma, która pozostanie może mieć wpływ na dalsze nasze zdrowie. I to będzie nasz problem, bo dla takiego lekarza jesteśmy kolejną kartoteką i szybko o nas zapomni. To my i nasze zwierzęta będziemy unikać kolejnych wizyt w gabinecie lekarskim.  

Ana

Może zechcesz komuś polecić...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Seraphinite AcceleratorOptimized by Seraphinite Accelerator
Turns on site high speed to be attractive for people and search engines.